Informacje

28/07/2013 - oficjalna reaktywacja bloga: chętnych do zapisów zapraszam do zakładki menu > regulamin|rekrutacja

środa, 28 sierpnia 2013

'Widzę blask w jej oczach, ale widzę też, że on zniknie...

Będzie coraz słabszy i słabszy, jak ogień, który najpierw staje się żarem, a później popiołem.'

Claire Colette Chatier

klasa II | osiemnaście lat | ur. 10.04.1995 rok | Lille, Francja
kółko plastyczne, zajęcia gimnastyczne | drużyna lekkoatletyczna
mieszka w niewielkim mieszkaniu na poddaszu, zaraz nad kwiaciarnią, w której pracuje popołudniami

'[...] masz w sobie anioła do ścigania zła w nocy...'

Claire przyszła na świat jako pierwsze i jedyne dziecko francuskiej tancerki i początkującej aktorki teatralnej, Colette Chatier, oraz amerykańskiego fotografa, Davida Thompsona. Jednak nie miała okazji cieszyć się szczęśliwą, kochającą rodziną, bo już jako mała dziewczynka zdążyła poznać smak bólu, samotności i cierpienia po stracie bliskich. Kiedy miała zaledwie jedenaście lat – wystarczająco dużo, by zrozumieć, co się wydarzyło, ale wciąż za mało, by pojąć dlaczego – jej rodzice uznali, że dalsze małżeństwo nie ma sensu, przez brak miłości i wzajemnego porozumienia, i postanowili wziąć rozwód. Kilka tygodni później ojciec zniknął z życia młodziutkiej Claire, łudząc się, że comiesięcznymi alimentami – które jednak bardzo szybko przestały się pojawiać – zapewni córce takie same życie, jakie mogłaby mieć z nim u boku.
Trzy lata po rozwodzie rodziców, Claire wraz z matką przeprowadziła się z Lille do Nowego Jorku, mając nadzieję wreszcie odnaleźć miejsce dla siebie. Jednak pozorny spokój nie trwał zbyt długo, gdyż po długiej i ciężkiej walce z chorobą, zmarła jej matka. Dziewczyna, po raz kolejny zraniona przez los, trafiła pod opiekę Anne, młodszej siostry Colette, z którą wróciła do Lille i tam zamieszkała na kolejne dwa lata. 
W wieku szesnastu lat dziewczyna uległa poważnemu wypadkowi samochodowemu, który nieumyślnie spowodowała Anne, a który pociągnął za sobą bardzo poważne konsekwencje. Mianowicie, Claire doznała dość poważnego uszczerbku serca, a lekarze dawali jej co najwyżej kilka lat życia, bądź konieczność przeprowadzenia przeszczepu, co jednak jest nie tylko niesamowicie drogie, ale także bardzo ryzykowne – zawsze istnieje szansa, że operacja się nie powiedzie.
Z początku, czego można się było spodziewać, Claire poważnie się załamała i popadła w depresję – w końcu, nie codziennie ludzie dowiadują się, że mogą umrzeć nawet w przeciągu roku. Jednak z czasem, dzięki pomocy psychologa i wsparcia najbliższych, na powrót udało się jej stanąć na nogi i postanowiła wykorzystać czas, który jej pozostał, najlepiej jak tylko potrafiła, dodatkowo nie przestając walczyć o pieniądze na przeszczep.
Nie mogąc jednak znieść pełnego poczucia winy i wyrzutów sumienia wzroku Anne - która w dalszym ciągu obwiniała się tym, co przytrafiło się jej siostrzenicy - Claire postanowiła wyjechać z rodzinnego miasta do Londynu, gdzie w jednej z prywatnych szkół otrzymała pełne stypendium. 

Widząc ją z daleka, początkowo nie zwracasz większej uwagi na niesamowicie drobniutką, szczupłą, niewysoką - bo mierzącą ledwie metr pięćdziesiąt dziewięć - sylwetkę. Dopiero po chwili zauważasz, że w pewien sposób wyróżnia się z tłumu dzięki oryginalnej, odziedziczonej w zdecydowanie większej mierze po matce, francuskiej urodzie. Delikatna, porcelanowa twarzyczka okalana jest kaskadą ciemnych, kasztanowych włosów, które naturalnie poskręcane są w delikatne fale i luźno opadają na ramiona. Z wrodzonym wdziękiem - którego ani trochę nie jest świadoma, a który odziedziczyła po matce, tancerce - stawia kolejne kroki, dążąc do celu. Bladoróżowe usta zazwyczaj wygięte są w delikatny, nieśmiały uśmiech, a lazurowo-błękitne, przywodzące na myśl bezchmurne niebo oczy - które wydają się wokół źrenicy bardzo jasne, a im dalej, to nabierają mocniejszej, intensywniejszej barwy - okala kurtyna czarnych niczym smoła rzęs. Rumieńce co chwilę wpełzają na jej twarz, a wyraziste kości policzkowe dodają jej kobiecości i delikatności.
Zwykła ubierać się prosto, ale zarazem dziewczęco i wygodnie. Nie ma określonego stylu, lubi bawić się modą, sama często projektuje i szyje swoje ubrania, niektóre przerabia. Jednak bezustannie niezaprzeczalna fanka sukienek i wszelkiego rodzaju spódnic, luźnych koszulek, jeansów i, oczywiście, za dużych swetrów. Mimo, iż wzrostem nie może się pochwalić, rzadko można ją zobaczyć w butach na wysokim obcasie. Uwielbia wszelkiego rodzaju ozdoby na nadgarstkach i szyi - sama nie rozstaje się ze srebrną bransoletką, którą podarowała jej matka. Nie lubi mocnego, wyzywającego makijażu, zdecydowanie stawia na naturalne piękno i wdzięk.

'[...] nigdy nie możesz wydać swojego wewnętrznego bogactwa...'

Dziewczyna jest osóbką o delikatnej urodzie, która wprost idealnie odzwierciedla jej charakter. Kiedy patrzy się na nią po raz pierwszy, sprawia wrażenie zamkniętej w sobie, skrytej i bardzo nieśmiałej, przez co także samotnej, ze względu na trudności w komunikowaniu się z ludźmi. Po części jest to prawdą. Bardzo często milcząca, nie lubi odzywać się nieproszona, żyjąca w przekonaniu, że to czyny są ważne, dlatego też nie uświadczysz u niej zbędnego słowa czy głupiego komentarza. Niesamowicie cierpliwa, można by określić ją wręcz oazą spokoju – nader trudno jest wyprowadzić ją z równowagi. Jest niesamowicie łatwowierna i naiwna, można jej wmówić praktycznie wszystko, a co za tym idzie, również bardzo uległa w stosunku do silniejszych od niej charakterów. W życiu nie pomaga jej także fakt, że nie potrafi odmawiać, co niektórzy perfidnie wykorzystują dla własnych celów. Ma złote serce – nigdy nie odmawia pomocy, niezależnie od tego, czy ową osobę zna od dziecka, czy nie i czy sama w danej chwili ma problemy. Bardzo często, nawet nieświadomie, nie dopuszcza do siebie ludzi, bojąc się później ich zranić swoim odejściem, jeśli przeszczep nie dojdzie do skutku albo się nie przyjmie, a ona umrze. Jeśli jednak już pozwoli komukolwiek się do siebie zbliżyć, bardzo szybko i mocno przywiązuje się do danej osoby, jednocześnie otwierając się, przez co pokazuje swoją drugą, pogodną i optymistyczną stronę. 
Claire, pomimo dość młodego wieku, jest nad wyraz rozważna i dojrzała. Należy do bystrych i inteligentnych osób, mimo iż bardzo często zdarza się jaj popadać w coś na kształt zapomnienia, kiedy to zamyka się w sobie, odgradza od otoczenia i nie zwraca nawet najmniejszej uwagi na to, co dzieje się dokoła niej. Często także ucieka myślami do swojego wyimaginowanego, lepszego świata, gdzie życie nie stawia na jej drodze tylu przeszkód. 

Claire jest zdecydowanie artystyczną duszą, dlatego większość wolnego czasu spędza głównie na rysowaniu i malowaniu, co od dzieciństwa było jej największą pasją. Z czasem stało się także sposobem na radzenie sobie z własnymi emocjami i uczuciami. Czyta także ogromne ilości książek, głównie obyczajowych i dramatów, chociaż nie pogardzi także dreszczowcami i kryminałami, które pełnią natomiast pewnego rodzaju odskocznię od rzeczywistości. Jako, że jest córką tancerki i fotografa, chcąc nie chcąc, obie dziedziny zna niemalże od podszewki - z czasem nawet taniec stał się dla niej okazją do pozbycia się zbędnych emocji - chociaż zwykle się tym nie chwali. Jeśli natomiast chodzi o muzykę, jest to jej pięta Achillesowa. Mimo, iż przez kilka lat uczęszczała na zajęcia z gry na fortepianie, na gitarze czy flecie, nie nauczyła się kompletnie nic, a przyprawiała tylko nauczycieli o bóle głowy i migreny. To samo tyczyło się jej śpiewu, więc dla dobra swojego i innych, porzuciła marzenia o karierze muzycznej. 
Od zawsze uwielbia spacery - bardzo często można spotkać ją przechadzającą się w zamyśleniu, z nieprzytomnym spojrzeniem. Zwłaszcza wieczorem. O, tak, dziewczyna uwielbia wieczór, noc - często zdarza się jej przesiedzieć do rana na parapecie w swojej sypialni, wpatrując się w gwiazdy i słuchając szumu drzew. Uważa, że wtedy świat pokazuje swoją skrywaną stronę. Piękniejszą, ale także nasyconą dziwnego rodzaju tajemniczością.  

  • Bez najmniejszego problemu posługuje się językiem francuskim, który jest jej ojczystym, ale także do perfekcji opanowała angielski, który od dziecka wpajał jej ojciec. Jednak mimo wielu lat nauki, wciąż nie udało się jej wyzbyć francuskiego akcentu, który jest doskonale słyszalny, kiedy tylko otwiera usta.
  • Mieszka w niedużym, ale przytulnym mieszkanku na poddaszu w kamienicy, której właścicielką jest przyjaciółka Anne. Kobieta wie o chorobie brunetki i tym, że ma problemy finansowe, dlatego zawarły układ - zamiast pobierać od niej co miesiąc opłatę za czynsz, Claire miała pomagać po szkole w jej kwiaciarni. 
  • Można by stwierdzić, że jest uzależniona od herbaty, zwłaszcza cynamonowej i waniliowej - zdarza się, że wypija ich kilkanaście dziennie, często można ją także spotkać na szkolnych korytarzach z niedużym, przenośnym termosem. 
  • Od dziecka boi się burzy, na dźwięk grzmotów czy widok błyskawic przechodzą ją dreszcze. Nie lubi być wtedy sama, a jeśli już tak się stanie, siada w fotelu z kubkiem gorącej herbaty i załącza swoją ulubioną muzykę, nucąc pod nosem. 
  • Przez wzgląd na leki, które zażywa, ma całkowity zakaz spożywania jakichkolwiek używek - przede wszystkim alkoholu, papierosów, narkotyków. Nie powinna także uprawiać sportów i w żaden inny sposób narażać swego serca na nadmierny wysiłek, który w większych ilościach może jej zaszkodzić.
  • Od wypadku prowadzi pamiętnik, w którym codziennie zapisuje to, co czuje - ot, taki rodzaj prywatnej terapii za namową ciotki, który jednak z czasem stał się jej sposobem na radzenie sobie z emocjami.
  • Nikt w szkole, oprócz nauczycieli, nie wie o tym, że ma wadę serca - Claire nie podzieliła się tym nawet z przyjaciółkami, tłumacząc się sama przed sobą tym, że wciąż czeka na odpowiednią okazję. Tak naprawdę nie chce, by ludzie zaczęli patrzeć na nią ze współczuciem czy litością, wypytując codziennie, jak się czuje.

powiązania | galeria | historia


[Witam serdecznie :) Karta pojawiała się już na kilku blogach nieco przerobiona, dlatego niektórym może wydawać się znajoma, jednak w całości jest mojego autorstwa i niektóre rzeczy zapewne w najbliższym czasie jeszcze pozmieniam. Co do wątków i powiązań - wielkie TAK. I wymyślam, i zaczynam, jak kto woli, aczkolwiek z góry zastrzegam, że z pomysłami bywa czasami krucho. Odpisuję nie po kolei, staram się nie pomijać - jeśli już się tak zdarzy, to po prostu wystarczy się upomnieć po kilku dniach. Wizerunek: Emily Rudd.]

9 komentarzy:

  1. [Nie wiem dlaczego, ale jakoś przykuł moją uwagę jeden szczegół, którego się uczepię i zaproponuję taki o, nieambitny wątek: są w jednej klasie więc jak najbardziej się znają, można nawet powiedzieć, że trochę się zaprzyjaźnili. Claire zjawia się w szkole mocno przeziębiona i Wayne proponuje jej wcześniejsze urwanie się z zajęć i odwiezienie jej do domu, gdzie postanawia się nią zaopiekować. I tu wkracza herbata cynamonowa, od której Claire jest uzależniona. Pff, nic innego nie przychodzi mi do głowy, jak na razie c;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bez powodu Wielka Brytania słynęła na całym świecie ze swej kapryśnej pogody. Dziś Londyn obserwował ją w pełnej krasie. Kłębiące się, popielate chmury obsypywały miasto grubymi kroplami deszczu czyniąc je ponurym i niedostępnym, niczym sceneria przerażającego filmu, przy którym dzieci zasłaniają oczy. Szeleszczące płaszczami przeciwdeszczowymi postacie sunęły po chodniku niczym zjawy. Pośpiesznie, niekiedy chowając się w przypadkowych budynkach i przystankach autobusowych. Spod kół samochodów wyskakiwały kaskady wody. Wayne był w samym sercu zamieszania dłużej, niżby sobie tego życzył. Silnik czerwonego pick-upa powarkiwał cicho, jakby chciał przegonić tym samym intruzów zagradzających mu drogę. Korek ciągnął się przez całą przecznicę. Dwadzieścia minut.. Piętnaście.. Opuszki palców bębniły nerwowo w kierownicę, wargi zacisnęły się w wąską, siną linię. Jakby młody Rodriguez poczuł nagłą potrzebę napisania wybitnego eseju dotyczącego aktualnego tematu na lekcji angielskiego... Na którą ostatecznie nie dotarł. Ostatnie kilka minut lekcji przeczekał na parapecie okna, zajadając się tabliczką czekolady.
    Mroczna aura deszczowego poranka kładła się cieniem na twarzach uczniów. Zupełnie, jakby zamiast chłodu przenikał ich ciała śmiertelnie groźny wirus. Wciąż żywe wspomnienia minionych wakacji zderzały się z szarą, szkolną rzeczywistością czyniąc ją jeszcze okrutniejszą. Wśród maszerujących tłumnie przygnębionych twarzy Wayne dostrzegł jedną, bladą, budzącą w nim gorące współczucie.
    - Wyglądasz okropnie - stawiające dotąd opór drzwiczki szafki ugięły się pod siłą uderzeń pięści Wayne'a. Ułożył na półce pozbierane z podłogi książki. Claire, osoba zwykle tak promienna, zapadała się dziś w sobie, męczona paskudnym przeziębieniem. Zaczerwieniony nos, podkrążone oczy, włosy, których najwyraźniej nie miała siły bądź cierpliwości zaczesać schludnie, jak każdego dnia.
    - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wytrzymasz jeszcze siedem godzin zajęć. Masz, poczujesz się lepiej - pasek słodkiej, mlecznej czekolady wsunął się za pomocą palców chłopaka do jej ust. Bez uprzedzenia i nie znosząc sprzeciwu. Swojemu zdrowiu nie miał nic do zarzucenia, lecz widok nieprzytomnych oczu Claire sprawiał, iż sam Wayne czuł się coraz słabiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomoc była czynnością tak naturalną jak sen czy oddychanie, a jednak sprawiała, iż ludzie w jej obliczu popadali ze skrajności w skrajność. Niekiedy cieknący nos czynił przeziębionego wrakiem na granicy życia i śmierci, z kolei inni traktowali otwarte złamanie kości jako niewyczuwalne zadraśnięcie i unosili się godnością. Claire zaliczała się do drugiej kategorii, próbując skrzętnie ukryć to, co w istocie działo się z jej ciałem. W głowie Wayne'a pojawił się szatański pomysł wystawienia na próbę jej wytrzymałości, jednak został skarcony wyrzutami sumienia. Po godzinie lub dwóch odpowiadałby za pogorszenie się jej stanu, a wróciliby do punktu wyjścia.
    - Twarda ławka, a ciepłe łóżko. Głos nauczyciela, a głosy aktorów w twoim ulubionym filmie, pusty termos a kubek świeżej, gorącej herbaty. Trudna decyzja - dłonie chłopaka poruszały się to w górę, to w dół, przywodząc na myśl szale wagi szacującej wartość przedstawionych przez niego argumentów. Sprawa była już przesądzona, choć żadne z nich nie powiedziało tego głośno. Claire potrzebowała odpoczynku i opieki, nawet jeśli opiekunem miała zostać osoba węsząca w jej przypadłości korzyści dla samego siebie. Nie znosiła załamywania nad nią rąk i oznak człowieczeństwa, które mogła nazwać litością. Słowa sprzeciwu, które bez wątpienia kłębiły się już w jej gardle zostały zagłuszone grubym swetrem, który to Wayne naciągnął na jej głowę, wcześniej zdejmując go z samego siebie. Jedna dłoń wsunięta w jeden rękaw, druga w drugi, niczym małe, niczego nieświadome niemowlę kapryszące przy próbach założenia im czystych śpioszków.
    - Niczego sobie. Dziewczynom naprawdę pasują męskie ubrania. A teraz raz dwa na parking i do samochodu, zabieram cię do domu - drzwiczki szafki po raz kolejny uległy jego sile i trzasnęły z hukiem, kiedy to pchnął je na odchodne ugiętym łokciem. Splótł swoje palce z palcami Claire jakby w obawie, iż mogłaby mu w każdej chwili uciec i poprowadził ją korytarzem ku drzwiom wyjściowym. Drogę wskazywał im odblaskowy symbol oznaczający wyjście ewakuacyjne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyprawa nie mogła wzbudzać podejrzeń nie tyle innych uczniów, co nauczycieli. Absurdalność pierwszych tygodni września polegała na ogromnej przepaści dzielącej oczekiwane zdyscyplinowanie od tego, jakie sobą reprezentowano. Surowość kar, jakie wprowadzano, dolewała oliwy do ognia gdyż wszyscy jak jeden mąż brali sobie do serca zasadę, iż zakazany owoc smakuje najlepiej. W dłoniach Wayne'a pojawił się podręcznik do matematyki. Podniszczony, gdzieniegdzie opatrzony koślawymi rysunkami poprzednich właścicieli, jakby pamiętał tą szkołę od momentu powstania. Mijający ich ludzie mogli dostrzec skupienie na twarzy chłopaka. Przygryzając wargę, rozpatrywał wszelkie za i przeciw umieszczenia numeracji stron w dolnym, a nie w górnym rogu kartki. Z pewnością można to obliczyć stosownym wzorem. Zaprzestał maskarady dopiero na zewnątrz, gdzie ich ciała omiótł chłodny wiatr osadzający na ubraniach drobinki wody. Aura uległa pogorszeniu, a nasuwające się masy coraz ciemniejszych chmur nie zwiastowały rychłego rozpogodzenia. Suche liście podskakiwały posłusznie w rytm tylko sobie znanej muzyki. Jesiennej muzyki, wygrywanej przez szum i bębnienie ciężkich kropel deszczu.
    - Nie omieszkam wspomnieć o tobie, kiedy już wyrzucą mnie ze szkoły. Ojciec będzie chciał mnie zabić, wygna mnie z domu a wtedy ty, skruszona duszyczka, przygarniesz mnie jak bezpańskiego kundla. Może nawet użyczysz mi kawałek dywanu przez wzgląd na dawne czasy - we wnętrzu samochodu unosiła się delikatna woń perfum wymieszana z zapachem odświeżacza powietrza przywieszonego do przedniego lusterka. Fotele, deska rozdzielcza - wszystko nosiło ślady wieloletniego używania. Wóz pamiętał czasy starszego pana Rodrigueza, który w wieku kilkunastu lat zakupił go za swoje oszczędności. Po kilku renowacjach, wciąż dzielnie zdobywał szosy.
    - Zapnij pas. Nie dość że wyrzucą mnie ze szkoły, to jeszcze dostanę mandat za ciebie - grymas złości na skroni koligował z uśmiechem czyhającym w kącikach ust Wayne'a. Claire miała wiele okazji, by przywyknąć do złośliwości i skrzywionego poczucia humoru. Mówił wiele, niewiele myśląc toteż jego słów nie należało brać sobie do serca. Ulice opustoszały, oddychając po pierwszym porannym wysypie podróżujących. Bez przeszkód opuścili parking i zanurzyli się w gąszcz strzelających w niebo budynków.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szum wydobywający się spod kół pędzącego auta w momencie ich kontaktu z mokrą nawierzchnią sprawiał, iż asfalt zamieniał się w wyobraźni Wayne'a we wzburzone sztormem morze. Świszczący wiatr popychał ich naprzód nie szczędząc wycieraczkom sił, bowiem nie nadążały za oczyszczaniem przedniej szyby z nadmiaru wody. Rozchlapywały ją na boki, a ta pod wpływem pędu rozpierzchała się w powietrzu niczym mgła. Jechał instynktownie. Mógł pokonać tą trasę z przepaską zasłaniającą mu oczy.
    - Tu uraziłaś moją dumę kierowcy. Sądzisz, że ze mną za kierownicą grozi ci jakieś niebezpieczeństwo? Że mogłabyś wypaść przez przednią szybę, roztrzaskać głowę o krawężnik i zginąć jakże tragiczną śmiercią? - kierownica szarpnęła autem na środek drogi by potem równie gwałtownie przywrócić go na właściwy pas - Być może masz rację. - nie bez powodu współczynnik śmiertelności mężczyzn w młodym wieku znacznie przewyższał kobiety i Wayne był tego doskonałym przykładem. Skłonność do ryzykownych zabaw popychała go niejednokrotnie ku cienkiej granicy, której istnienia nie był nawet świadom. W tej chwili sprowadzało go na ziemie poczucie odpowiedzialności nie tyle za swoje bezpieczeństwo, co za bezpieczeństwo Claire. Mógł ją jedynie nastraszyć.
    Podróż nie trwała długo. Kilkanaście minut po opuszczeniu szkolnego parkingu auto zatrzymało się pod budynkiem kamienicy stanowiącym jego cel. Silnik warknął, wyrzucił z siebie kłąb szarego dymu i ucichł, pogrążając na moment podróżnych w zupełnej ciszy.
    - Splądruję ci lodówkę, nie zdążyłem rano zjeść śniadania. A teraz prowadź. Z drzwiami do mieszkania nie poradzę sobie tak, jak ze szkolną szafką. Bynajmniej nie chcę ich wyważyć. - w plecaku Wayne'a zagrzechotały długopisy i niechlujnie upchane w nim podręczniki. Zarzucił go na ramię od niechcenia i równie od niechcenia trzasnął drzwiami samochodu. Magia starych kamienic polegała na ich wpływie na ludzką wyobraźnię. Nagle samochód, telefon komórkowy i dżinsy przestawały pasować do tego miejsca, a świadomość przeżywała podróż w czasie do zupełnie innej epoki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wzrok Wayne'a powędrował mimowolnie ku szczytowi schodów. Nie był astmatykiem, nie miewał problemu ze stawami, a co najważniejsze - obsesyjnie grał w koszykówkę. A jednak pobladł, zniechęcony trudną do zdobycia twierdzą, jaką było teraz mieszkanie Claire. Nie pierwszy, zapewne nieostatni również raz pokonywał stopień po stopniu, miarowo dźwigając się to na lewej, to na prawej nodze. Obok siebie słyszał świszczący, ciężki oddech dziewczyny. Niemal czuł go na swojej skórze. Obawiał się bolesnego upadku. To jedyne, co powstrzymywało go od wtaszczenia chorej do samego mieszkania.
    Piętro po piętrze, towarzyszyły im zapachy i odgłosy sączące się z mieszkań sąsiadów. Pod jednym numerkiem ktoś przypalił obiad i kasłał głośno, duszony nieprzyjemnym swądem. Pod innym z kolei lokator zdradzał zamiłowanie do mocnego brzmienia. Jeden adres połączył kilka odmiennych osobowości. Tak też musiały rodzić się konflikty.
    Mieszkanie Claire zdradzało artystyczną duszę właścicielki. Urządzone w dobrym guście, a jednak drzemała w nim niewyjaśniona moc. Sprawiała, iż każdy mógł poczuć się w nim jak u siebie. Swobodnie i ciepło, jak w rodzinnym domu. Pozostawiwszy buty i plecak w kącie, zaraz przy drzwiach wejściowych Wayne udał się do salonu. O nic nie pytał, nie potrzebował wskazówek. Niekiedy spędzał w tych przytulnych czterech ścianach więcej czasu niż we własnym pokoju. Znał każdy kąt, położenie każdego przedmiotu.
    - Składaj zamówienie. Co chciałabyś zjeść, czego się napić, jaki film obejrzeć, jakiej posłuchać muzyki... Wujek Rodriguez wszystkim się zajmie - mówiąc to napuszył dłońmi miękką poduszkę, a przez oparcie kanapy przewiesił ciepły koc, gotowy do otulenia zmarzniętego ciała dziewczyny. Nad poduszką unosiły się teraz drobne okruszki pierza wmieszane w subtelny, kwiatowy zapach proszku do prania.

    [Póki co blog należy do nas :P]

    OdpowiedzUsuń
  7. Z małego okna w kuchni rozpościerał się widok na zachodnią część miasta. Ludzie zajęci swoimi sprawami, maleńcy teraz niczym mrówki, uwijali się skrzętnie chcąc zdążyć przed kolejną ulewą. Przebywał w ciepłym, suchym mieszkaniu, zatem czuł nad nimi swoistą przewagę. Tymczasową, ponieważ przyjdzie mu jeszcze zmierzyć się z konsekwencjami dnia dzisiejszego. Nie bez powodu wspominał Claire, iż ojciec wypędzi go z domu na wieść o kolejnych wagarach. Był mężczyzną twardej ręki, który jednak nie potrafił swojego młodszego syna utrzymać w ryzach. Co prawda nie wyrzuciłby go na bruk, lecz rozpętałby w domu prawdziwe piekło. Piekło, którego mimowolnymi świadkami staliby się pozostali mieszkańcy ulicy.
    Woda w czajniku zawrzała, o czym świadczył słup gorącej pary wyrzucony wysoko w przestrzeń. Zalana nią torebka malinowej herbaty wypełniła pomieszczenia przyjemnym dla nosa aromatem. Przypominał dziecięce lata spędzane u dziadków poza miastem, gdzie oddychało się zupełnie innym powietrzem. Gdzie nie słyszało się wycia syren karetek pogotowia i policji, gdzie znikał cały zgiełk świata, do którego go przyzwyczajono. W tych krótkich, aczkolwiek często nawiedzających go chwilach zadumy wątpił, by w istocie pasował do tego miejsca.
    - Nadciąga zaopatrzenie - taca nie wyglądała tak szykownie jak te, które często widziało się w filmach. W zasadzie była pozbawiona szyku w najdosadniejszym tego słowa znaczeniu. Kubek gorącego napoju, pomarańcza z jogurtem i dwie, nieco niechlujnie przygotowane kanapki z twarogiem, które pozwolił sobie zrobić, przyozdobił małą papryką znalezioną w lodówce. Jej barwa przechodziła płynnie z ciemnozielonego w bordowy, zatem ożywiała nieco wystrój. Notabene w banalny sposób.
    - Masz gorączkę - poczuł na chłodnej dłoni rozpalone czoło Claire. Kontrast był zatrważający - Zjedz najpierw, potem spróbujemy ją jakoś zbić - skraj kanapy ugiął się i zaskrzypiał cicho, gdy na nim przysiadł. Ustawił tacę na udach dziewczyny, tworząc tym samym prowizoryczny stolik. Trzymał dłoń w pogotowiu, w wypadku gdyby ów stolik miał zgoła inne zamiary zamiast służyć za podstawkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję, że jesteś chora. Taka myśl pojawiła się w głowie Wayne'a, gdy na widok przekąsek twarz dziewczyny rozpromienił ciepły uśmiech. Uczynił ją żywszą, jakby na moment przegonił w kąt wszystkie zarazki. Dla takiego uśmiechu było warto poświęcać drugiej osobie każdą wolną chwilę. Czuć się potrzebnym, nawet jeśli chodziło o przygotowanie kubka świeżej, gorącej herbaty. Stłamszenie egoistycznych pobudek jednym, dobrym uczynkiem poprawiało nastrój i podbudowywało świat głębszych wartości.
    - Może Piraci z Karaibów? Mam ochotę na coś nie wymagającego myślenia - ten tytuł jako pierwszy rzucił mu się w oczy. Oglądanie filmów w towarzystwie miało swoje dobre i złe strony. Dobre, gdy ekran telewizora ociekał krwią, a każdy szelest za oknem stawał się niepokojący. Złą, gdy towarzyszyła nam osoba skupiająca na sobie uwagę skuteczniej od pięknych aktorek i błahych dialogów. Z tego względu postanowił nie decydować się na poważniejsze pozycje.
    Na podłodze przy kanapie spoczęła jedna z poduszek. Siedzisko czekało na swojego rezydenta, który na moment zniknął jeszcze raz za drzwiami kuchni. Odnalazł w niej mały ręcznik, który zwilżył pod kranem chłodną wodą. Wykręcił go, by nie zachlapać paneli ani żadnego z mebli. Tak przygotowany kompres spoczął na rozpalonym czole Claire. Potrafił zdziałać cuda. Wayne był chorowitym dzieckiem, a w jego rodzinnym domu stosowanie leków było ostatecznością. Zwykle posługiwano się domowymi sposobami.
    - Jeden telefon i byłbym u ciebie. Nie musiałaś fatygować się osobiście do szkoły - oparł się plecami o kanapę. Poduszka izolowała go od chłodu drewnianej podłogi. Nacisnął guzik pilota. Na ekranie pojawiły się pierwsze postacie i napisy - Jesteś mi winna kebaba za to wszystko. W głupich czasach żyjemy, moja droga - wymowne spojrzenie omiotło bladą twarz Claire, lecz szybko ustąpiło miejsca zadziornemu uśmiechowi. Tak naprawdę nie oczekiwał w zamian niczego, lecz czymże jest rozmowa bez drobnych uszczypliwości.

    OdpowiedzUsuń
  9. Claire nie chwyciłaby za telefon nawet w przypadku płonącego mieszkania czy brygady terrorystów bombardujących kamienicę, w której mieszkała. Są problemy i sytuacje, w których człowiek powinien czuć oparcie u drugiej osoby. Bez wstydu i wyrzeczeń, ponieważ nikt nie jest samowystarczalny. Potrzeba pomocy nie powinna być odbierana jako słabość. Bynajmniej tak było w przypadku Claire. Co dzień oglądał twarze dumnie spoglądające w niebo. Kamienna pewność siebie zmuszała do zastanowienia nad własną beznadziejnością.Nie ma na niego silnych. Pędzi po trupach do celu nie oglądając się za siebie. Tymczasem wracasz do domu i patrząc na rodzinę jedzącą w spokoju kolację masz pewność, że twoje życie jest diabelnie stabilne. Gdzieś tam, na drugim końcu miasta mężczyzna zatapia smutki minionego dnia w szklance whisky, dławiąc potrzebę choćby krótkiej rozmowy. Odrzuca ją, tym samym przywiązując sobie do szyi głaz i stając na krawędzi klifu. Duma. Czysty idiotyzm.
    Wayne napełnił usta sporym kęsem kanapki. Niebo za oknami, wciąż popielatoszare, pogrążało salon w wieczornym półmroku. Ekran telewizora kładł na podłodze i przeciwległych ścianach niebieskawą poświatę, a dźwięk, choć nieco przyciszony, wypełniał wyraźnie każdy zakątek pomieszczenia. Niczym w leniwe, zimowe popołudnie kiedy to granica pomiędzy dniem a nocą styka się niespodziewanie i nagle. Ubóstwiał spędzać te chwile w samotności. Na moment zwolnić, zająć myśli sprawami, które na co dzień ukrywają się w najgłębszych zakątkach świadomości. Sprawiał wtedy wrażenie człowieka wprowadzonego w trans, dla którego świat wokół przestał na moment istnieć.
    - To byłoby już zamówienie ekstra. Wiesz, ostatecznie ta podłoga nie jest taka zła. Wypełznięcie z łóżka w środku nocy mogłoby mnie sporo kosztować, więc mogę czuwać przy tobie tutaj, jak pies - w zasadzie było mu wszystko jedno. W domu powietrze gęstniało, zwiastując nieuchronnie zbliżającą się awanturę. Nauczyciele nie omieszkali powiadomić telefonicznie rodziców o jego ucieczce. Tego był pewien. Tutaj mógł zażyć odrobiny spokoju i okazać się przy tym przydatnym. Nawet jeśli kosztem powrotu do domu późnym wieczorem, zamierzał towarzyszyć Claire jak najdłużej.
    - Wszystko w porządku? Coś cię zmartwiło? - smutny wzrok zapalił w jego umyśle czerwoną lampkę. Nikt nie potrafił do perfekcji ukryć tego, co dzieje się w jego myślach. Drobny grymas, niekiedy drgający nos, zwężone wargi, a przede wszystkim oczy - oczy były prawdziwymi zdrajcami. Zaprzeczały pięknym słowom i zapewnieniom, mimo wysiłku utalentowanego aktora. Znał dziewczynę na tyle dobrze, by nie udawało się jej zatuszować swoich rzeczywistych intencji.

    OdpowiedzUsuń